Wszystko zaczęło się od szycia materacyków dla bezdomnych kotów, bo była potrzeba.
Usiadłyśmy z młodszą i postanowiłyśmy pozbyć się nadmiaru kawałków polaru, bluz zużytych, które miały iść do wyrzucenia i tkanin, z których i tak nigdy by nic sensownego nie powstało.
Ja wycinałam równe kawałki, młodsza zszywała i przy okazji wprawiała się w prostych szwach. Polar nie jest najłatwiejszy do szycia, więc warto było poćwiczyć. Na barki kotów spadło testowanie tego wszystkiego
Wyszła spora ilość, więc i obrobiły się za dwóch
Poniżej zdjęcie kilku testowanych poduch dla bezdomnych „braci i sióstr”.
Robota szła gładko. Problem pojawił się, kiedy pomyślałam, że zaraz nie będą miały czego testować i… jak to? Dają, zabierają?
Same widzicie, że praca dosyć ciężka, więc zdecydowanie zasłużyły na jakieś wynagrodzenie.
Postanowiłam również uszyć im takie materacyki. Kawałków polaru już nie było, więc chwilę mi zajęło myślenie „z czego?”
Lepiej zdecydowanie poszło mi myślenie, połączone z grzebaniem w szufladach. Wtedy to wpadł mi w ręce polar, który „wieki temu” przywiozłam z krakowskiego spotkania szyciowego w Kanwie.
No idealny na tego typu uszytek!
Co mogłyby koty chcieć?
Idolką wielu kobiet jest Marilyn Monroe, a kotów? Na 99,99% lampart!
Aż tak dużo tego polaru nie było, żeby nim szastać na górę i dół, więc dół zrobiłam również przywiezionego kawałeczka kawowego polaru. Taka kawa ze spora ilością mleka można by rzec.
Obydwie uwolnione po tak długim czasie.
Pomiędzy dwa prostokąty wszyłam czarną wypustkę, która nadała całości sznytu Francji elegancji.
Wypełniłam przez pozostawiony otwór kilkoma warstwami cienkiej ociepliny/owaty, który na koniec zszyłam ręcznie ściegiem ukrytym.
Przestębnowałam przez środek, żeby ustabilizować wypełnienie i zapobiec przesuwaniu się jej tak podczas użytkowania, jak i podczas prania. Maszyna miała mięciutko jak widać, ale problemów z przeszyciem zero.
Ze ścinków powstała zabawka nawet
Poduszki są w ciągłym użyciu. Połóżcie na kanapie coś małego, innego… oczywiście kot uwinie się na samym tego środku
Przyznam, że i ja mam słabość do panterki, ale na co dzień jakoś… nie noszę. Co innego panterkowy gadżet!
Jako, że przetarły mi się gąbki na słuchawkach, postanowiłam je sobie naprawić, a jednocześnie bardziej spersonalizować.
Jak widać na kolejnych zdjęciach.
1. Odpięłam z zaczepów plastiki przytrzymujące czarną gąbkę
2. Wycięłam z polaru owale troszeczkę większe od poprzednich, aby można je było swobodnie zawinąć i przefastrygowałam wokół mocną nicią.
3. Otuliłam nimi słuchawki, ściągnęłam mocno nić i zakończyłam, aby się nie wysnuła.
4. Zakliknęłam z powrotem zaczepy okręgów maskujących.
5. Voilà! – słuchawki gotowe i milutkie dla uszu
Artykuł Terra panterra pochodzi z serwisu Żorżet - blog o szyciu na maszynie oraz DIY - bog szyciowy, szycie i krawiectwo.